16 lut 2015

Rozdział 2

                                 *muzyka*

       Na początku była tylko ciemność. Dziewczyna próbowała zrobić krok do przodu, ale wkrótce zdała sobie sprawę, że nie może poruszyć żadną częścią jej ciała. Uczucie paniki powolnie objęło umysł nastolatki. Chciała natychmiast wydostać się z przerażającej nicości, w której się znalazła.
Gdzieś z tyłu usłyszała nieprzyjemny dźwięk, który wywołał u niej bolesny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Siłą woli sprawiła, że jej głowa zaczęła się obracać w kierunku głośnego charkotu. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że nic nie widzi w bezgranicznej ciemności. Instynkt podpowiadał jej, że znajduje się w olbrzymim niebezpieczeństwie.
-Potrzebuję światła, potrzebuję światła...-wyszeptała cicho, czując wielką gulę w gardle.
     Uczucie zagrożenia wyzwoliło w dziewczynie pokłady nieznanej energii. Strach sprawił, że stopniowo odzyskała władzę poruszania własnym ciałem. Starając się nie patrzeć do tyłu, podjęła bieg w bliżej nieokreślonym kierunku, czując, że groźny kształt podąża za nią w zawrotnym tempie.
Bała się.
Potrzebowała za wszelką cenę światła, gdyż nie widziała gdzie jest i po czym biegnie. Z jej ust wydobył się rozpaczliwy krzyk, gdy poczuła jak coś ostrego wbija się jej w łydkę. Runęła do przodu, czując nieznaną fakturę kamienia pod dłońmi. Podłoże było ostre i dziewczyna poczuła niewielką ranę znajdującą się nad łokciem. Mimo bólu i strachu, dziewczyna dostrzegła pozytywy sytuacji. Ciemność przestała być nicością- Rudowłosa wyraźnie słyszała dźwięki otaczającej ją przyrody, której nadal nie potrafiła dostrzec.
   W jej głowie pojawiła się myśl, że to już koniec. Olbrzymi stwór znajdował się tuż przed nią, nastolatka czuła obrzydliwy zapach jaki się od niego unosił. Stworzenie kłapało zębami i groźnie warknęło, zbliżając się do niej.
Hayley obróciła się na plecy i w geście obrony, wyciągnęła przed siebie obie dłonie. Zamknęła oczy i zacisnęła mocno wargi, by nie krzyczeć. Nie chciała pokazać tego, jak bardzo się boi.
    Oczekiwany atak nie nastąpił. Stworzenie zaskomlało z bólem i zrobiło kilka ciężkich kroków do tyłu. Zszokowana dziewczyna z niedowierzaniem otworzyła powieki i momentalnie zachłysnęła się powietrzem. Nareszcie pojawiło się tak długo oczekiwane przez nią światło i mogła się przekonać, gdzie się znajduje. Znajdowała się na posypanej igliwiem polanie, a w oddali majaczyła się słaba poświata czystego jak łza oceanu. Dziewczyna odczuwała deja vu. Była więcej niż pewna, że widziała tą scenerię po raz kolejny w swoim życiu.
    Przed sobą nadal  miała wyciągnięte ramiona z zadraśniętym łokciem. Widziała ledwo zarysowany kontur dłoni, który otaczały ze wszystkich kierunków płomienie ognia. Stworzenie cofnęło się przed złocistymi płomieniami, po czym odwróciło się i uciekło w ciemną gęstwinę lasu. Ley odetchnęła z ulgą, po czym zbliżyła dłonie do oczu. Płomienie błyszczały jasno, ani myśląc zgasnąć. Dziewczyna poddała się cudownemu uczuciu gorąca i poczuła jak ogień stopniowo przejmuje władzę nad jej ciałem.
 Po kilku sekundach nie istniała już Hayley Thompson, lecz cudowna istota stworzona tylko i wyłącznie z płomieni.



Sen był dziwny.
Sen był niejasny.
Sen był przerażający, ale i przyjemny.
Sen mógłby być prawdą.


-Wszystkiego najlepszego, Hayley- usłyszała głos Eliasa, który potrząsnął nią kilkakrotnie. Dziewczyna nieprzytomnie otworzyła oczy i spojrzała na brata z mieszanką osłupienia i złości.
-Jeszcze nie świta, Elias!-szepnęła z wyrzutem, zerkając na nieco zabrudzoną szybę. Chwyciła poduszkę i cisnęła nią w sam środek twarzy chłopaka. Bolały ją wszystkie stawy oraz kręgosłup, a łokieć nieznośnie piekł. Rudowłosa zerknęła na niego przelotnie i okazało się, że jest lekko zadraśnięty. Nastolatka skupiła się na niedawno przerwanym śnie i z niepewnością zagryzła wargę.
-Kogo to obchodzi? Masz dziś siedemnaście lat. Ostatni rok przed osiągnięciem dojrzałości, dostaniem prawka i dowodu. Cool.
-Ty i dojrzałość? Chyba nie mówisz poważnie- uśmiechnęła się sarkastycznie Rudowłosa i przetarła dłonią oczy. Po chwili coś się jej przypomniało i spojrzała na brata z większym zrozumieniem.
-Obudziłeś mnie tylko dlatego, bym ci złożyła życzenia, prawda?- zapytała z udawaną złością i przewróciła oczami- Wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin, Elias.
-Tak lepiej, tradycja zachowana- uśmiechnął się szeroko brunet i podał rzuconą wcześniej poduszkę siostrze- Dobranoc, Hayley.
-Dobranoc, idioto.

Minęła czwarta.

    Dziewczyna stała przed lustrem i powolnie rozczesywała swoje długie ciemnorude włosy. Z dokładnością mrówki rozdzielała od siebie poszczególne pasma i przejeżdżała po nich białą szczotką. Proces był długi, lecz niezwykle relaksujący dla nastolatki. Po kilku minutach odłożyła szczotkę i zajęła się wykonywaniem makijażu. Całkowicie zrezygnowała z fluidu, gdyż z jej twarzy wreszcie zniknęły przebarwienia. Kilkoma ruchami szczoteczki mascary podkreśliła długie rzęsy i nałożyła nieco balsamu na spierzchnięte usta. Nie patrząc już w lustro, podeszła do szafy i wciągnęła na siebie długi brązowy sweter z rękawami do łokci, który dostała kilka dni przed zeszłoroczną przeprowadzką z Nowego Jorku. Ubranie nadal kojarzyło się jej z ulicznym gwarem, wspaniałą Piątą Aleją i kiepskim jedzeniem z McDonalda.
  Hayley usłyszała ciche pukanie do drzwi i uniosła ze zdziwieniem brwi. Jej rodzice nigdy nie pukali, tylko od razu wchodzili do pokoju, a krótkie sprzeczki o naruszeniu prywatności osobistej nigdy nie przynosiły skutku. 
-Wszystkiego najlepszego, kochanie.
    Matka dziewczyny, Joanne Thompson była ubrana w starą flanelową piżamę oraz czerwony szlafrok. Czarne włosy sterczały jej na wszystkie możliwe strony, a Ruda dostrzegła resztki białego kremu na kościach policzkowych matki, który nie wchłonął się przez noc. Mimo zaspanego wzroku oraz zgarbionej sylwetki, Jo wyglądała na kobietę sympatyczną i empatyczną, co zresztą potwierdzało się w praktyce.
-Dzięki, mamo- odparła z uśmiechem panna Thompson i na moment przytuliła mamę, która odwzajemniła uścisk.  Obie kobiety wdały się w cichą pogawędkę i wspólnie zeszły do leżącej piętro niżej kuchni. Ley zażyczyła sobie ukochanych przez nią gofrów z syropem klonowym i z przyjemnością usiadła na grafitowym blacie, 
-Przypominają mi się czasy, gdy byliście z Eliasem mali... Albo jak wzięłam cię po raz pierwszy na ręce. Mały rozdarciuch, nienawidziłaś spoczynku. James musiał cię ciągle nosić- rozmarzyła się Joanne, przygotowując ciasto na gofry. 
   Z podziwem patrzyła na swoją córkę, która w niczym nie przypominała siebie w wieku trzech miesięcy, gdy James i jego żona zostali zaproszeni do ośrodka adopcyjnego i zaproponowano im zaadoptowanie malutkiego chłopca. Dziewczynka miała zostać przygarnięta przez rodzinę z Tajlandii, jednak gdy pani Thompson zobaczyła ją po raz pierwszy nieświadomie trzymającą za rękę starszego braciszka, wiedziała że nie może dopuścić do rozdzielenia dzieci. 
To była jej najlepsza decyzja w życiu.
-Przypominam ci, że role się zmieniły i teraz to Elias częściej krzyczy- zaśmiała się cicho Rudowłosa, gryząc soczyście zielone jabłko, które chwilę wcześniej leżało na szklanej podstawce.
-Krzyczy?- powtórzyła Jo i z precyzją wbiła dwa jajka do miski- Z tego co wiem, to krzyczy w nocy, kiedy zaprasza Ninę i myśli, że o tym nie wiem.
Hayley zakrztusiła się jabłkiem i momentalnie spadła z ciemnego blatu. Gdy poradziła sobie z przełknięciem owocu, dostała ataku śmiechu i zaczęła wymawiać imię brata, jednocześnie kręcąc przy tym głową. 
-Dobrze wiedzieć, że jednak coś wiesz-obie usłyszały zaspany głos brata, który z ociąganiem usiadł na krześle i wbił nieprzytomny wzrok w siostrę- Ja przynajmniej robię coś pożytecznego dla świata. Użyczam zbłąkanym, biednym dziewczynom łóżko w potrzebie, a nie łamię wszystkim serca.
-Nie łamię nikomu serc, Elias- syknęła rudowłosa dziewczyna i poczuła jak na jej twarz wypływa rumieniec pod naporem zaskoczonego wzroku matki.
-Tego akurat nie wiedziałam- powiedziała Joanne po krótkiej chwili milczenia i podała na stół pierwsze dwa gofry. Hayley wywróciła zielonymi oczami i chwyciła ciepłego gofra. Polała go obficie syropem klonowym i wepchnęła w połowie do ust. 
-Śpieszysz się gdzieś? W weekend?
-Lecę łamać serca, to wymaga czasu- odparła zgryźliwie i po kilku minutach przeszła do wiatrołapu i ubrała skórzane botki na niewysokim obcasie. Narzuciła na siebie wełniany płaszcz, a szyję dwukrotnie okręciła kraciastym szalem.
-A tak na serio, gdzie idziesz?- Elias stanął przed drzwiami wyjściowymi, tym samym zagradzając jej drogę. Ruda niecierpliwie westchnęła i bezskutecznie spróbowała ominąć wysoką postać brata.
-Mam do załatwienia kilka spraw, wrócę przed południem. 
-Hayley...- brunet ściszył konspiracyjnie głos i z uwagą przyglądał się zielonym oczom siostry- Powtarzam: gdzie idziesz?
    Nastolatka spuściła wzrok i westchnęła cicho. Nie chciała mieszać Eliasa w sprawy, które go nie dotyczyły.
-Mam urodziny, umówiłam się na mieście z Katheriną- powiedziała, nie podając szczegółów. Chłopak wyraźnie się rozluźnił na dźwięk imienia nowej znajomej siostry, a na jego twarz wypłynął delikatny uśmiech. Joanne wyjrzała z kuchni na swoje dzieci i rzuciła dziewczynie zwitek zielonych banknotów, które Hayley złapała ze znanym sobie refleksem.
-Ty też powinieneś gdzieś wyjść, Elias. Byle nie z Niną- dodała szybko matka, starając się nie marszczyć brwi. 
    Chłopak pokręcił głową i wywrócił oczami. Przepuścił w drzwiach siostrę i powolnie powrócił do swojej sypialni, mrucząc coś o przerwanym śnie.

                   



          Dzień był słoneczny, lecz wiał silny wiatr, co sprawiało, że na zewnątrz było dość chłodno. Ludzie kryli się w ciepłych kawiarniach oraz restauracjach, nie mając ochoty na spacer. Przechadzająca się promenadą zielonooka dziewczyna była nielicznym wyjątkiem. W obu dłoniach dzierżyła tekturowe kubki z gorącą kawą.
-Sorry za spóźnienie, robili mi problemy z opuszczeniem ośrodka- usłyszała zachrypnięty głos Katheriny i odwróciła się do tyłu. Panna Cupheburt miała na nogach sportowe buty, a wysoko upięta kitka sprawiała, że dziewczyna wyglądała jak zawodowa atletka o wysportowanej figurze. Na porcelanowej twarzy białowłosej wykwitł wesoły uśmiech, gdy Ley podała jej kawę.
-Pyszna- zamknęła niebieskie oczy i przez dłuższy moment delektowała się smakiem ciepłego napoju- W ośrodku dają jakąś paskudną rozpuszczalną, raz spróbowałam i do tej pory żałuję. Obiecuję sobie, że jak tylko skończę osiemnaście lat, to się stamtąd wyprowadzę i kupię sobie mieszkanko z prawdziwym ekspresem.
-Zawsze możesz przyjść do mnie na obiad i jakiś dobry deser- zaproponowała swobodnie Hayley, schodząc po niebieskich schodach na plażę. Piasek był znacznie czystszy niż podczas lata i nawału turystów z całego świata, którzy nie umieli trzymać porządku. Białowłosa zaśmiała się cicho i pokręciła głową. W ciszy dotarły nad mokry brzeg i obie obserwowały nieco wzburzony ocean.
-Mówiłaś, że chcesz o czymś porozmawiać.
   Rudowłosa przegryzła z niepewnością wargę i zerknęła przelotnie na twarz panny Cuphenburt. Nie chciała, aby tamta wzięła ją za wariatkę, ale czuła, że musi jej o tym powiedzieć.
-Znowu miałam dziwny sen- zaczęła, nerwowo popijając letnią już kawę.- Śniła mi się ciemność, niebezpieczeństwo, szaleńczy bieg o przeżycie. Zmieniłam się w istotę stworzoną z ognia. 
    Katherina pokiwała głową, a jej oczy pozostały poważne. Jeszcze kilka miesięcy temu traktowałaby takie znaki jak coś niewartego jej uwagi, ale odkąd poznała osobę z podobnymi zdolnościami kontrolowania rzeczy nadprzyrodzonych, nie mogła opędzić się od wrażenia, że dzieje się coś wielkiego, na co nie miała wpływu.
-Spotkałam się z tobą, ponieważ na imprezie nie będzie warunków do takich rozmów.- Hayley wzruszyła ramionami z pozorną swobodą i ponownie zamilkła. 
-Przeanalizuję na spokojnie twój sen. Wydaje mi się, że to może być coś na kształt wizji...
   Wypowiedź Białowłosej przerwał głośny śmiech jej towarzyszki. Kilkakrotnie pokręciła głową z niedowierzaniem i odgarnęła ciemnorude pasma włosów, które opadły jej na twarz. 
-Nie rób z nas obłąkanych, Kath- uniosła kąciki ust, a w zielonych oczach pojawiły się wesołe ogniki.- Sytuacje, które nam się zdarzają są sporadyczne, lecz niepokojące. Nie ma potrzeby ich wyolbrzymiać, wiesz?
-Wiem.
    Wkrótce Hayley opuściła nową znajomą, mówiąc, że musi przygotować dom na przyjęcie, które postanowiła zorganizować z Eliasem. Zostawiła Katherinę, nie zdając sobie sprawy jak bardzo zraniła białowłosą. 
       Dziewczyna wcale nie chciała wyolbrzymiać swojego niecodziennego talentu. Po raz pierwszy w życiu odkryła, że ma coś czego inni nie mają. Ona, opuszczona przez nieznaną rodzinę, mieszkająca w ośrodku adopcyjnym, pozbawiona jakichkolwiek przyjaciół. Co dawała jej niecodzienna uroda, jeśli ludzie patrzyli na nią jak na podgatunek? Nie chciała litości i miłosierdzia, chciała przestać być oceniana przez pryzmat biedy oraz braku bliskich.
Cieszyła się, że posiadała zdolności, o których każdy skrycie marzył. Nareszcie czuła się wyjątkowa poprzez władanie telekinezą. Co więcej, nie czuła się osamotniona odkąd półtorej miesiąca temu poznała Ley. Ich zdolności różniły się, lecz były zbudowane na podobnej zasadzie. Czuła szczerą sympatię do dziewczyny i pragnęła, by panna Thompson została jej najlepszą przyjaciółką. 
Przy niej oraz jej bracie, uczucie samotności znikało niczym pęknięta bańka mydlana. 



-I jak?- zapytała się Ruda, stanąwszy obok brata. Ten opierał się o framugę i obserwował lekko podpite towarzystwo w salonie, które z godziny na godzinę robiło się coraz śmielsze. Głośna muzyka uniemożliwiała rozmowy i nastolatkowie niemrawo poruszali się w rytm melodii.
-Ten widok niekoniecznie spodobałby się rodzicom, ale kogo to obchodzi? To jest nasz dzień.
   Chłopak wyprostował się i wmieszał się w zaproszone towarzystwo, zgrabnie lawirując pomiędzy meblami. Dotarł do odtwarzacza i zaczął przyciskać guziki. Ku niezadowoleniu gości, z radia wypłynęły powolne i romantyczne dźwięki jakiejś ballady. Mimo buczenia, Elias nie stracił rezonu i pogody ducha.
-A teraz dobieramy się w dwójeczki i dajemy się porwać Elvisowi!- zawołał pewnie niczym najlepszy DJ w USA i obojętnie wyminął Ninę, by poprosić do tańca Katherinę. Ta zarumieniła się i dała objąć przez starszego Thompsona, rzucając znaczące spojrzenie Hayley.
-Ten to zawsze stworzy sobie idealną okazję, by kogoś poderwać.- pokręciła głową z uśmiechem i cofnęła się do kuchni. Odpakowała ze srebrnej folii mini tortillę i usiadła na grafitowym blacie. Nie czuła się tak swobodnie jak Elias, więc wolała się nieco odseparować i pobyć sama. Machała delikatnie nogami w rytm piosenki unoszącej się z salonu i rozkoszowała cudownym smakiem przekąski, którą zresztą sama zrobiła. 
 -Co za idiota- mruknęła do siebie czarnowłosa nastolatka, która weszła do kuchni. Dostrzegła Ley i zaskoczona stanęła na środku pomieszczenia.                
-Coś się stało, Diana?- zapytała uprzejmie Rudowłosa, odgarniając ciemnorude włosy do tyłu. Z panną Varnless łączyły ją wyłącznie koleżeńskie stosunki, a Elias zaprosił ją tylko dlatego, by Adam przyszedł. Ta dwójka trzymała się razem, na dobre i na złe.
-Adam się upił i tańczy z tą kretynką Niną- odparła cicho i skrzyżowała ramiona na piersiach. Podeszła do zlewu i odkręciła na moment kran, by ochlapać wodą zarumienioną twarz. 
-Rozumiem- odpowiedziała krótko młoda Thompson i w ciszy dokończyła tortillę. Nie wiedziała jak się zachować w stosunku do Diany, niemalże zawsze otoczonej wianuszkiem wiernych przyjaciół.
     Czarnowłosa zaczęła przekręcać kurek, ale woda nadal się lała. Co gorsza, nie było to kilka opadających kropli, a nieprzerwany strumień. Diana spojrzała się na Hayley z nutką paniki w brązowych oczach i zrobiła niepewny krok w tył.
-Poczekaj, pójdę zakręcić główny zawór w garażu- Ley zeskoczyła z blatu i ze zmarszczonymi brwiami zerknęła na kran.
Tylko tego jej brakowało-  rodziców nie było w domu, a ona musiała się wszystkim zajmować, włącznie z obsługiwaniem pijanych nastolatków i zajmowaniem się instalacją wodną.
To nie były jej wymarzone urodziny.
   Potykając się o własne nogi, cudem dotarła do garażu. Zapaliła światło i niepewnie dotarła do mechanizmów znajdujących się na ścianie. Żałowała, że znajduje się tam tak dużo dziwnych rur, przewodów czy dziwnych pomp z niezrozumiałymi licznikami. Nie chciała odrywać Eliasa od zabawy, choć miała pewność, że brat zna się na tym lepiej niż ona.
Na chybił trafił wcisnęła parę przycisków i zakręciła jakiś zawór.  
-....to nie zmienia faktu, że nie chcę zatańczyć z tobą, Di.
-Naprawdę?
     Hayley wkroczyła do kuchni, zastając zarumienioną Dianę oraz jej przyjaciela, Adama. Ruda starała się nie patrzeć na uśmiech pełen nadziei, który pojawił się u panny Varnless. Jęknęła, widząc nadal płynący strumień wody z kranu.
-Myślałam, że już to naprawiłam- skrzyżowała ramiona na piersi i westchnęła głośno. 
Diana zerknęła na srebrny kran i spróbowała zrobić smutną minę, jednak obecność Adama skutecznie jej to uniemożliwiała. Nie powstrzymała nieśmiałego uśmiechu, który wpełznął jej na twarz i wypiła do dna lampkę urodzinowego szampana, którą musiał przynieść jej przyjaciel.
Coś głośno szczęknęło i woda przestała płynąć.
-Idealnie!- klasnęła w dłonie Varnless i pociągnęła chłopaka w stronę salonu, na prowizoryczny parkiet. Czarnowłosa nie mogła się doczekać obiecanego tańca.
-Może jednak to naprawiłam...
     Hayley zmarszczyła brwi i obejrzała się za tamtą dwójką. Sytuacja, która miała chwilę wcześniej miejsce, była dziwna. Słyszała śmiech Katheriny i głośną muzykę techno. Nigdy nie lubiła techno.
     Podeszła do stołu, wyjęła świeczkę z tortu i wbiła ją w pączka o różanym nadzieniu. Korzystała z samotności. Chciała coś sprawdzić, lecz do tamtej pory brakowało jej do tego odwagi. Zamknęła zielone oczy i wyszeptała życzenie. Pragnęła, by ten rok przyniósł jej wiele dobrego. Otworzyła z nadzieją oczy, nieświadomie chcąc ujrzeć płomień przed sobą. Świeczka tkwiąca w pączku była nieruszona i zimna, a Ley poczuła się jak kretynka.
Może jednak się jej zdawało, że potrafi sprawiać nadnaturalne zjawiska?
Czuła się niepewnie: w całości wepchnęła sobie pączka do ust i kręcąc głową, odwróciła się przodem do stołu. Przeżyła szok i falę niedowierzania, gdy ujrzała szesnaście palących się świeczek na lukrowanym cieście. Złapała się za szybko bijące serce i otworzyła szeroko intensywnie zielone oczy.
Nie mogła uwierzyć, że ona to zrobiła.




______________________________________________
Witam serdecznie pod moim pierwszym samodzielnym postem na blogu :) 
Pisząc ten rozdział, siedziałam zagrzebana w ciepłych kocach, popijałam gorącą herbatę i marzyłam o cudownyn ozdrowieniu, które niestety nie nadeszło. Wiadomo, choroba nie wybiera :) 
Rozdział dedykuję wszystkim osobom, które doświadczyły tego okroponego stanu zwanym przeziębieniem. Wiedzcie, że nie jesteście jedyni w swym cierpieniu :D
Mam nadzieję, że mój najnowszy post przypadnie Wam do gustu i zostaniecie z naszym opowiadaniem na dłużej. W poprzednim rozdziale Katherin, który ukazał się równo dwa tygodnie temu, dziękowała za 1300 wyświetleń. Jest mi przemiło dziękować za ponad 2000 wejść i 40 dopingujących nas komentarzy. Jesteście fantastyczni! :) 
Od razu zaznaczę, że jeśli chcecie podzielić się z nami swoją twórczością, to zachęcam do pozostawienia swojego linka do bloga w zakładce "PORTAL". Ja i Kath chętnie wchodzimy i wyrażamy swoje opinie w komentarzach, więc nie krępujcie się :) Naturalnie, byłoby nam niezmiernie miło, gdybyście odwdzięczyli się w stosunku do nas tym samym.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia.
Hayley :*

16 komentarzy:

  1. Świetny post jak zwykle :D Jestem ciekawa jak dalej potoczy się ta historia i co nowego wymyśliłyście podczas "Blog time'ów i wywalania mnie z waszego grona" XDDD Najbardziej zainteresowały mnie w tym poście wizje Hayley oraz wątek "początku miłości" Kath i Eliasa. Ciekawe także jak potoczy się dalej część poświęcona Dianie i Adamowi ( coś podejrzany był ten kran ) xD
    Życzę weny wszystkim PISARKOM <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jane, jak zwykle pierwsza :D !
      Dziękuję za miły komentarz :*

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się rozdział. Jest naprawdę dobry, są ciekawe, interesujace zwroty akcji ^^. Świetne wprowadzenie, zakończenie intrygujące, a środek niezwykle energiczny i zabawny.Oółem jestem naprawdę zaintrygowana no i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hope, jesteś kochana. Mimo iż żartowałam z tym skomentowaniem, to jest mi naprawdę miło z powodu twojego komentarza.
      Czekam na twój rozdział :D !

      Usuń
  3. Genialny rozdział <3 nie mogę doczekać się następnego :* weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba... Dla mnie jako autorki jest to najważniejsze :) !
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  4. Cudownym rozdział:)
    Z każdym kolejnym coraz lepiej mi się czyta ^_^
    Widać, że masz talent:)
    Czekam na kolejny<3
    Pozdrawiam i życzę weny<3

    @NiallisMy19

    PS: Myślałam, że mi się przewidziało, ale widzę śnieg u Ciebie na blogu ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahha, nie, brakowało nam śniegu w naszym mieście, więc nasza kochana graficzka Jane ustawiła go nam na blogu :D
      Bardzo się cieszę, że podoba ci się rozdział, wiele to dla mnie znaczy :*
      Pozdrawiam w imieniu całej załogi "Destiny" 😘
      Hayley <3

      Usuń
  5. Pierwsza część naprawdę dobrze napisana, szczególnie ostatnie słowa:
    "Sen był dziwny.
    Sen był niejasny.
    Sen był przerażający, ale i przyjemny.
    Sen mógłby być prawdą." <---------------- uwielbiam takie wstawki!

    Gdy czytałam ten akapit, aż mi serce drgało z niepokoju, zupełnie jak bohaterce. Myślałam tylko "Biegnij Hayley, biegnij!" Naprawdę bałam się, co się może z nią stać i czym był ten stwór?

    Scena z budzeniem Hayley, taka... urocza? Składają sobie wspólnie życzenia i widać między nimi tą więź rodzinną, Naprawdę uroczo! Pomimo godziny o jakiej ją obudził, pomyślałam "kurcze, on naprawdę chciał jej te życzenia złożyć!" :)

    Kurcze, właśnie mam ochotę na gofry! Dzięki! :D
    Matka Hayley, naprawdę fajna. Od razu do niej zapałałam sympatią, ogólnie fajna rodzina. Do tego to wspomnienie odnośnie adopcji, naprawdę słodkie, szczególnie jak wyobraziłam sobie jak ta dwójka, taka mała, stoi koło siebie, trzymając się za ręce. Oooooo <3
    Sprzeczki z bratem, oj znam to, często sobie dogryzamy, no ale to miłość! :D

    Zawsze miałam słabość do białych włosów. Nie wiem czemu, ale po prostu uwielbiam. Mi niestety takie nie pasują totalnie, ale jak tylko czytam o jakimś bohaterze z białymi włosami (nie siwymi -.-) to od razu ta osoba ma u mnie plus (patrz -> Katherina). :)

    Ogólnie mam nadzieję, że sen Hayley był proroczy, to naprawdę byłoby niesamowicie ciekawe, do tego stała się ogniem, może to znak? :)

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw. ten śnieg jest po prostu cudowny, tak samo jak obrazek przed rodziałem <3

      Usuń
    2. Najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek dostałam....a jaki cudowny <3 ! Czuję się dzięki niemu podbudowana.
      Wiesz, że ja również uwielbiam tą wstawkę? Kocham pisać takie niejasności, przemyślenia.
      Cieszę się, że Joanne jako postać przypadła ci do gustu. Ja przed oczami mam kobietę, która nie dość, że zaadoptowała dwójkę dzieci (podwójne kłopoty :D!), to jeszcze obdarzyła je bezgraniczną miłością.
      Mam nadzieję, że następne rozdziały ci się spodobają. Tymczasem ja czekam niecierpliwie na najnowszy rozdział na twoim blogu.
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  6. Hej!
    Obiecałam, więc jestem:) Tak się rozleniwiłam w te ferie, że się zaczęłam bać, że się w końcu nie wyrobię.
    Ale udało się, przeczytałam i jestem pod ogrooomnym wrażeniem. Wszystkie rozdziały są tak podobne do siebie, jakby pisała je jedna osoba. Naprawdę jestem zdziwiona jak udało się wam to zrobić, bo przecież każdy rozdział pisała jedna osoba, a jak wiemy każdy ma wyjątkowy i niepowtarzalny styl:)
    W każdym razie, każda z was osobno jest po prostu cudowna, a jak jeszcze do tego połączycie siły to tworzycie coś niesamowitego. Podobnie jak Strażniczki, kiedy się połączyły to ich moce przybierały na sile.
    Jak się można domyśleć, Diana, Katherina, Hayley i Elias są dziećmi Strażniczek, które zginęły na wojnie. Zostali zesłani (czy jak to można inaczej nazwać) na Ziemię i trafili do Domu Dziecka, tylko niektórym poszczęściło się i znaleźli rodziny zastępcze.
    Wydaje mi się, że ta sytuacja z kranem to nie był przypadek i Diana również niedługo przekona się o swoich zdolnościach. O ile już o nich nie wie, tylko może je ukrywać.
    Katherina to bardzo ciekawa postać, żywiołowa siedemnastolatka, która chyba niczego się nie boi. Mogę się mylić, ale czasem odnoszę wrażenie, że ma zmienny nastrój. W jednej chwili potrafi być miła, urocza i delikatna, a za chwile wybucha i staje się nieco oschła. Spodobało mi się również to, że nie zostawiła nieznajomej na pastwę tego oblecha, jakby pewnie zrobiło wiele osób, tylko zaryzykowała i jej pomogła.
    Hayley również ogólnie sprawia wrażenie miłej i sympatycznej dziewczyny. Wydaje mi się, że jest też trochę spokojniejsza od swojej przyjaciółki:D
    O Dianie jeszcze niewiele wiem, ale wydaje mi się, że ma podobny charakter do dziewczyn:)
    Jestem strasznie ciekawa co wyniknie ze znajomości Eliasa i Kath^^ Uwielbiam momenty, w których dziewczyny się rumienią przez słowa lub zachowanie chłopaków, to takie urocze*.*

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Właśnie zyskałyście nową fankę!<3
    Ściskam;*

    W wolnej chwili zapraszam na nowość;) loveeorfriendship.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak na marginesie to też jestem chora więc....łączę się z tobą w bólu:D
      I życzę szybkiego powrotu do zdrowia;*

      Usuń
    2. Matko, coraz dłuższe te komentarze, zadziwiacie mnie :) !
      Taaak, Katherina to zmienna, humorzasta osobowość, ale ma swój urok. Życie w domu dziecka także odcisnęło na niej piętno, zahartowało. Hayley miała wyjątkowe szczęście, gdyż została wychowana przez wspaniałych ludzi, którzy dali jej dużo miłości i wsparcia.
      Jestem zachwycona tym, że spodobał Ci się mój rozdział. Bardzo się bałam, czy spodoba się on czytelnikom, a stres w chwili dodawania rozdziału osiągał punkt kryzysowy :D
      Z samiutkiego rana wpadnę na twojego bloga. Jestem ciekawa co tam napisałaś :) !
      Co do zdrowia- jest coraz lepiej, katar już tak nie dokucza, więc czuję się naprawdę OK :*
      Pozdrawiam i życzę weny <3
      Hayley

      Usuń
  7. Cudowny rozdział ❤ jak go czytałam miałam ciary :o akcja ze świeczkami i wgl to przyjęcie... Wszystko jest tak realistycznie opisane, że czułam się jakbym była uczestniczką przyjęcia ❤ czekam na dalszy rozwój akcji ❤
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, co napisać... Zawsze jak czytam różnego rodzaju opowiadania przychodzi mi na myśl mnóstwo celnych uwag, a jak przychodzi co do czego, to... PUF i już głowa pusta, dlatego ograniczę się do tylko kilku słów, jako że opowiadanie naprawdę mi się spodobał.
    To, co trochę kole mnie w oczy, to brak spacji spacji po myślnikach przy dialogach. Broń Boże, nie czepiam się, absolutnie, zwracam tylko uwagę.
    Nie ma jak budzić siostrę pod pretekstem złożenia jej życzeń głównie po to, żeby samemu te życzenia usłyszeć xD Cóż... Rozbawiłaś mnie :D
    Również końcowa scena z tymi świeczkami... Ciekawa sprawa...
    Podobają mi się opisy. Zawsze miałam z nimi problem, więc podziwiam wszystkich, którzy sobie z nimi radzą, a z tego co widzę na tym blogu są one naprawdę dobre :)
    Mam nadzieję, że nowy rozdział ukaże się niedługo.

    Weny życzę (i jednocześnie przepraszam za taki "mało kształtny" komentarz bez wyrazu ;))!

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE