21 mar 2015

Rozdział 4


AD.1. Proszę przeczytaj notkę na końcu rozdziału :)


    Ciemność, chłód i odrobina strachu, wysoki klif pokryty rzadką, zielonkawą trawą targaną przez silny wiatr na wszystkie strony. I jeszcze ryk morza. Tak, ten był przeraźliwie głośny. Białowłosa postać stojąca po środku tego wszystkiego, na samym szczycie klifu, patrzyła na horyzont tęsknym wzrokiem przeczesując fale. Jej postać zdawała się jaśnieć na tle scenerii, jednak to nie wystarczyło, żeby rozjaśnić mrok. 
    Dziewczyna niecierpliwiła się. Z nieba zaczęły spadać ciężkie krople deszczu, mocząc jej biały płaszcz. Wiatr zaczął wyć z większą niż do tej pory siłą, kiedy Białowłosa odwróciła się i spojrzała na twarz przerażonego chłopaka, który przyszedł złożyć jej raport. Niebo przecięła błyskawica.
-Nie spóźniaj się więcej, proszę- wycedziła zimno przez zęby, akcentując każde słowo. Osoba, do  której to mówiła przyklęknęła na jedno kolano, ukazując skruchę i szacunek dziewczynie.
-Co z nim? Odnaleziono go, czy wasi Tropiciele nadal się obijają?
Kiedy dziewczyna słuchała odpowiedzi, nieboskłon co jakiś czas rozjaśniał się błyskiem, a szum morza zagłuszany był przez huk pioruna. 
-Mam dosyć czekania- powiedziała po wysłuchaniu odpowiedzi dziewczyna i zrzuciła  płaszcz, skrywający strój bojowy- Sama się tym zajmę.
      Białowłosa postać, w czarnej, sięgającej kostek sukni z mieczem na plecach, zaczęła biec w stronę klifu. Kiedy zbliżała się do krawędzi, zaczęła się rozpędzać. Gdy instynktownie wyczuła zakończenie skały, odbiła się i wyskoczyła wysoko w  powietrze.
-KATHERINO!!!- przeszywający wrzask zagłuszył szum morza i huk piorunów. Jednak dziewczyna już go nie słyszała. Była za daleko.



 -Kath, Kath obudź się!- ktoś nerwowo szarpał ciałem panny Cupenburth, próbując ją obudzić. Dziewczyna jednak była niewzruszona i mamrotała pod nosem, że musi kogoś uratować. Nagle gwałtownie usiadła, strasząc swoją koleżankę. 
-Burza- szepnęła z nienaturalnym spokojem.
-I to jaka- odpowiedziała ze strachem Melania, mała czarnulka, która jako jedyna utrzymywała neutralną znajomość z postrachem całego domu dziecka- Jesteśmy w jej centrum. Sytuacja jest tak niebezpieczna, że Whitemoore zadzwoniła po straż pożarną, żeby ewakuowali cały budynek. Podobno jest zagrożenie huraganem i c..- głos dziewczyny zagłuszył głośny huk pioruna i przerażający odgłos łamanego drewna. Melania skoczyła jak oparzona i chwyciła Katherinę za rękę. Ta wstała szybko z łóżka i sięgnęła po swoją torbę, do której schowała poprzedniej nocy rzeczy przygotowane na jutrzejszą nockę u Hayley. "Cóż.. Chyba trzeba będzie to odwołać" pomyślała ze smutkiem. Gdy podbiegła do szafy i chwyciła kurtkę przeciwdeszczową i ciepły sweter, spojrzała przelotnie na parapet. Otworzyła szeroko usta i chwyciła mocniej dłoń czarnowłosej dziewczyny, po czym wybiegły szybko z pokoju. 
  Kiedy dobiegły do głównego holu, Katherina zatrzymała się przy grupie osób i ujrzała przerażoną Maryse Whitemoore, liczącą swoich podopiecznych. Kobieta z latarką w ręku, oświetlana przez światła błyskawic, wyglądała naprawdę nieciekawie. Kiedy upewniła się, że wszyscy są na miejscu, otworzyła drzwi i ujrzała wyczekiwane wozy strażackie, wraz z autobusem na czterdziestu sześciu jej podopiecznych.  
    Panna Cupenburth spojrzała przez uchylone drzwi i zobaczyła uginające się pod siłą wiatru drzewa. Wszyscy poszli za jej przykładem i z ogromnym strachem wymalowanym w oczach szeptali do siebie najczęstsze kłamstwo-"Wszystko będzie dobrze".
   Po plecach Białowłosej przeszedł zimny dreszcz przerażenia, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się powoli i stanęła oko w oko ze swoim odbiciem. Patrzyła na samą siebie, w czarnej, sięgającej kostek sukni, która gdzieniegdzie ukazywała skrawki ciała. Zza jej ramienia wystawała klinga miecza. Katherina ruszyła ręką, jednak postać nie powtórzyła ruchu, tylko zaśmiała się głośnym śmiechem.
- Nie bądź głupia Katherino- powiedziała dziwnie niskim i metalicznym głosem, z dziwnym akcentem- Wcale nie chcesz żebym nie była prawdziwa. Żebyś TY nie była prawdziwa
Białowłosa starała się odwrócić wzrok, jednak jej lustrzane odbicie utrudniało jej to. Jej postać była tak hipnotyzująca, że nie sposób było nie podziwiać jej piękna. Nagle Katherina z przerażeniem stwierdziła, że wszyscy, którzy znajdowali się w holu zniknęli. Drzwi były otwarte, a poprzesz huk wiatru i piorunów dało się słyszeć władczy głos Maryse. Chciała krzyczeć, że o niej zapomnieli, jednak wiedziała, że nie przekrzyczy wiatru, tak jak udało się to jej opiekunce.
-Łudzisz się, że po ciebie wrócą?- zapytała szyderczym tonem lustrzana Kath- Nie marnuj na to czasu. Nigdy do nich nie należałaś, a oni nigdy nie darzyli sympatią ciebie- piękność w czarnej sukni zaczęła się śmiać- To właśnie przez ciebie opuścili dom dziecka, ponieważ nie był on bezpiecznym miejscem. To przez ciebie większość dzieci w nocy nie może spać, bo wiatr uderza w ich okna z wielką siłą. TO WSZYSTKO TWOJA WINA!
   Panna Cupenburth wzięła miedzianą figurkę, która zdobiła komodę w holu. Spojrzała na nią od niechcenia, by potem przenieść wzrok na lustro.
- Jeżeli już tak bardzo chcesz obciążyć moje sumienie, będziesz kolejną pozycją na liście osób, którym zrobiłam krzywdę!
  
Wraz z wykrzyczeniem końcówki zdania dziewczyna wzięła zamach i figurka poleciała prosto w taflę lustra. To posypało się na drobne kawałki. Dziewczyna zamknęła oczy i osunęła się na ziemię. W jej głowie cały czas pojawiał się szept. To twoja wina. To wszystko twoja wina.



-Cupenburth, ty idiotko!- stłumiony krzyk zza ściany obudził Eliasa Thompsona. Chłopak ziewnął i spojrzał na zegarek. Pokręcił z dezaprobatą głową i nakrył ją ponownie kołdrą. Po chwili usłyszał huk drzwi oraz kroki swojej rudowłosej siostry.
- Oh Hayley, Hayley...-mruknął pod nosem chłopak. Elias ponownie zamknął oczy i już odpływał w objęcia morfeusza, kiedy usłyszał ciche pochlipywanie. Był niemal pewien, że zna jego źródło. Wyszedł z pokoju i skierował się do małego pokoiku gościnnego. Nie zastał tam jednak płaczącej z powodu bezsenności siostry. Zobaczył zwiniętą w kulkę, rudowłosą, pochrapującą istotkę. Wyszedł bezszelestnie i zaskoczony skierował się w stronę pomieszczenia, w którym nocowała białowłosa przyjaciółka Hayley. Pchnął lekko drzwi, wzdrygając się, kiedy te głośno skrzypnęły. W pokoju unosił się zapach perfum dziewczyny.
    Elias szukał wzrokiem Katheriny, jednak utrudniał mu to brak światła. Nie wiedział w sumie czemu to robi. Może dziewczyna potrzebowała prywatności? Miał jednak dziwne przeczucie, że po prostu musi do niej przyjść.
-Jednak żyjesz- powiedziała przejętym głosem dziewczyna. Elias wzdrygnął się i odwrócił na pięcie. Spojrzał na twarz Katheriny. Miała zamknięte oczy, a na jej policzkach widniały ślady łez.- Myślałam, że ta burza cię zabiła. Zabiła prawie wszystkich- dzieczyna zamilkła.
-To JA ich zabiłam- szepnęła po chwili, wyrywając chłopaka z letargu, a po jej policzku popłynęła duża łza- To moja wina, to wszystko moja wina.
   Elias na początku nie wiedział co zrobić. Nie wiedział czy dziewczyna jest na jawie czy we śnie. Dotknął delikatnie jej policzka, ocierając łzę.
-Kochanie- powiedział po sekundzie zastanowienia. Wydawało mu się to odpowiednim zwrotem, bo właśnie tak jego mama uspokajała go po nocnych koszmarach- To był tylko zły sen. Chodź, położymy cię do łóżka i wszystko będzie dobrze.
    Dziewczyna pokiwała głową i pociągnęła nosem, po czym skierowała się w stronę łóżka. Położyła się i powoli zaczęła się uspokajać. Chłopak poszedł za nią i usiadł na skraju łóżka. Chwycił ją delikatnie za rękę i zaczął kreślić na niej kółka kciukiem. Kiedy wydawało mu się, że dziewczyna ponownie zasnęła, nachylił się i pocałował ją w policzek.
-Elias?- zapytała cichutko, gdy brunet oderwał usta od jej policzka. Chłopak nieco zmieszany spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie.
-Tak kochanie?- zapytał lekko sennym głosem. 
Katherina popatrzyła prosto w jego oczy, by po chwili spuścić wzrok. Zaczęła poruszać ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chłopak odgarnął jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho.
-Śpij dobrze- szepnął i zaczął wstawać z łóżka.
-Ale ja nie zasnę- szepnęła przerażonym głosem dziewczyna. Chwyciła mocniej dłoń Eliasa. Brunet uśmiechnął się pod nosem i zapytał półżartem.
-Może z tobą zostać? 
    W pokoju zapanowała cisza. Elias spojrzał na pannę Cupenburth i wiedział, że właśnie o to chciała go prosić dziewczyna. Przesunął ją delikatnie i położył się obok. Kath przysunęła się do niego i przytuliła mocno. Chłopak odwazjemnił uścisk. Czuł na swoim torsie ruchy klatki piersiowej dziewczyny. Jej oddech wyrównywał się, a Kath powoli zasypiała. Zanim całkowicie odpłynęła szepnęła słowa, których następnego dnia miała nie pamiętać. Jednak w pamięci Eliasa zostały one na długo. Jego serce zabiło mocniej. Przyłożył usta do włosów dziewczyny i kiedy był pewien, że zasnęła, wyswobodził się z jej objęć. Wrócił po cichu do swojego pokoju, gdzie sam odpłynął w daleką krainę fantazji.


   Katherina sięgnęła ręką po telefon, którego budzik dzwonił od bliżej nieokreślonego czasu. Dziewczyna przetarła zaspane oczy i zsunęła z siebie kołdrę. Szukała wzrokiem Hayley, ale rudowłosej dziewczyny najwidoczniej  nie było już w pokoju. Panna Cupenburth wzięła więc swoją torbę i wyszła powolnym, zaspanym wręcz krokiem, kierując się w stronę łazienki. 
    Kiedy piętnaście minut później wyszła z pomieszczenia, przemieniona w całkowicie inną osobę, uśmiechnęła się do siebie, ponieważ poczuła zapach smażonych naleśników. Zbiegła po schodach na dół i wpadła jak wicher do kuchni. Nie przyjrzała się dokładnie osobie smażącej naleśniki i skoczyła na nią od tyłu, zakrywając oczy. Była pewna, że jej przyjaciółka zaraz ją zrzuci z pleców, jednak tak się nie stało.
-Witaj Thompson, nie mogłam cię znaleźć w moim łóżku- powiedziała pełnym wyrzutu tonem.
-To prawdopodobnie dlatego, że spał w pokoju obok, chyba że czegoś nie wiem- odezwała się Hayley, która jak się okazało siedziała przy stole kuchennym obserwując sytuację, w której znalazła się jej nader żywiołowa dzisiaj przyjaciółka. Katherina uśmiechnęła się szerzej i zeskoczyła zwinnie z pleców Eliasa, który zaczął zanosić się od śmiechu. Na jej policzki wstąpił delikatny rumieniec, jednak zniknął tak szybko jak się pojawił. Dziewczyna cmoknęła w policzek bruneta i przejęła od niego patelnie, na której ciasto na naleśniki zaczynało się przypalać.
-Jeśli chcesz zrobić nam dobre śniadanie przed szkołą, powinieneś się bardziej postarać- powiedziała zgryźliwym tonem Białowłosa- Nie może przecież od nas śmierdzieć spalenizną- dokończyła śmiejąc się z własnego żartu. Zaraz jednak spoważniała, przypominając sobie coś. Zmarszczyła brwi, by po chwili ponownie się rozchmurzyć. Nalewała ciasto na patelnie, odwracała naleśnik i po kolejnych trzech minutach zsuwała go na talerz. Kiedy smażyła ostatnią porcję, gawędząc już wesoło z rodzeństwem Thompsonów, spojrzała przelotnie za okno i krzyknęła oniemiała, strasząc rudowłosą.
-HAYLEY! Czy ty to widzisz?!- kiedy dziewczyna spojrzała na nią skonsternowana, panna Cupenburth roześmiała się wesoło i wyłożywszy ostatniego naleśnika na talerz, w podskokach zaniosła go na stół.- Słońce! W końcu mamy słońce!- dokończyła uradowana dziewczyna. 
-Rzeczywiście- powiedziała uprzejmym acz sarkastycznym tonem dziewczyna, nie chcąc urazić swojej rozentuzjazmowanej przyjaciółki.- Jak ja mogłam tego nie zauważyć?
Katherina do końca śniadania była roześmiana i nawet zaczęła flirtować z Eliasem, ku uradowaniu chłopaka.
     Kiedy wybiła 8.30 , brunet wstał od stołu, zabierając brudne po śniadaniu naczynia. Hayley chciała mu pomóc, jednak czyjaś mocna dłoń przytrzymała ją. Dziewczyna spojrzała zmęczonym wzrokiem na Białowłosą i kiedy zobaczyła w jej oczach niebezpieczny błysk, po jej karku przeszedł dreszcz. Miała dziwne przeczucie, że dzisiejszy dzień nie obejdzie się bez kłopotów. 
-Hayley, nie szykujecie się do szkoły?- zapytał jej brat, który sam dzisiaj nie zamierzał się tam pojawić, z powodu zawodów sportowych. Dziewczyna już otwierała usta, żeby się odezwać, jednak białowłosa kopnęła ją w kostkę.
-Mój kolega po nas podjedzie- powiedziała słodkim tonem dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili uznał, że nie ma nic dziwnego, w tym że dziewczyna ma starszych kolegów, którzy mają wyrobione prawa jazdy. Odszedł do swojego pokoju, pogwizdując melodię usłyszaną w radio. Kiedy Hayley upewniła się, że brat już ich nie usłyszy, zgromiła Katherinę spojrzeniem i syknęła.
-Co ty sobie wyobrażasz? Jaki kolega ma nas niby podwieźć? 
-Uspokój się rudzielcu. Mamy pierwszy słoneczny dzień od tygodnia! Przypomnę ci, że w ostatnim lał tak okropny deszcz, że nie można było wystawić czubka nosa za drzwi! Nie wspominając o zakupach- powiedziała tajemniczym tonem. Hayley spojrzała na nią niepewnie i przeklęła w myślach.
- Nikt po nas nie przyjedzie, żeby podwieźć nas do szkoły, prawda?- zapytała Hayley z nadzieją w głosie, że może jednak jej przyjaciółka tylko ją straszy. Ta jednak uśmiechnęła się szerzej.
- Dziś nasza noga tam nie postanie.



    Na początku panna Thompson była zniesmaczona opuszczeniem lekcji. Dzisiaj odbywała się większość zajęć, które lubiła. Z drugiej jednak strony czuła miłe podniecenie na myśl, że pierwszy raz zerwała się ze smyczy i dzięki swojej szalonej przyjaciółce zaznała smaku wolności- dnia bez szkoły. Z każdym sklepem, w którym bywały zaczynała coraz lepiej się bawić. W pewnym momencie zauważyła, że Katherina przygląda jej się ciekawsko. Pewnie sprawdza jak się czuję, pomyślała, a uśmiech wypłynął zaraz na jej usta.
-To chyba najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłam od...- zaczęła myśl, jednak Cupenburth nie pozwoliła jej skończyć.
-Od początku swojego życia?- zapytała wybuchając śmiechem. Policzki rudowłosej przybrały kolor bardzo zbliżony do odcienia jej czupryny. Po chwili namysłu złapała swoją przyjaciółkę za rękę i pociągnęła ją w stronę schodów. Zdziwiona Katherina powtarzała wszystkie ruchy po swojej przyjaciółce. Ta zadowolona z siebie, że udało jej się zadziwić Białowłosą, usiadła na poręczy zjechała na sam dół. Kiedy zeskoczyła zaśmiała się głośno i przytuliła do panny Cupenburth. 
Właśnie w tamtej chwili w głowie Białowłosej zrodził się pewnien pomysł. Skoro Thompson pragnie odrobiny adrenaliny, dostanie jej całą dawkę, pomyślała i uśmiechnęła się, ukazując bialutkie jak śnieg zęby. Ooo tak, ten dzień będzie naprawdę szalony.
 -Co mam niby zrobić?!- wrzasnęła Hayley. Wyglądała na naprawdę przerażoną. Tak jak wcześniej podobała jej się myśl o wagarach, teraz zaczynała mieć spore wątpliwości co do swojego poprzedniego zdania.
-Nie krzycz tak, bo ochrona zacznie coś podejrzewać- syknęła Cupenburth- Masz tylko zająć ekspedientkę. To chyba nie naruszy twojej postawy moralnej?- zakpiła dziewczyna. 
    Hayley zrobiła się cała czerwona, a jej oczy płonęły. Zgromiła spojrzeniem przyjaciółkę i bez słowa oddaliła się do pobliskiej drogerii. Podeszła do pułki z perfumami i zaczęła przyglądać się ich etykietom. Wzięła nawet kilka testerów, udając, że sprawdza zapach perfum, które tak naprawdę jej nie interesowały. Pragnęła jedynie pokazać swojej przyjaciółce, że nie musi obawiać się o jej morale. Wybrała jedne perfumy i uzgodnionym wcześniej znakiem, pokazała Katherinie, że może wchodzić. Ta jednak stała w miejscu i całą swoją siłę woli skupiała na fioletowo-szarym pudełku perfum, które Hayley miała w ręce. 
  Rudowłosa nie widziała prób dziewczyny, jednak zaniepokoiła ją nieobecność tej idiotki Cupenburth w sklepie. Pomimo tego podeszła do ekspedientki i zaczęła rozmawiać z nią o pudełku trzymanych perfum. Pytała się o różne drobiazgi, dotyczące składników zapachu, wyczytanych wcześniej w składzie. Ekspedientka była naprawdę miła kobietą, odpowiadała cierpliwie na pytania dziewczyny i nie śmiała snuć żadnych podejrzeń, względem rudowłosej dziewczyny. Wszystko poszłoby jak z płatka, jednak przyciszoną wymianę zdań dwóch kobiet przerwał głośny alarm syreny, który rozległ się nad uchem Hayley. No to wpadłam, pomyślała dziewczyna i rzuciła się do biegu, z fioletowo-szarym pudełkiem perfum trzymanym nadal w ręku. Za chwilę do dziewczyny dołączyła Białowłosa, z identycznym pudełkiem w ręku.
-Jak to - sapała Hayley, która nigdy nie lubiła biegać- możliwe, że  masz te perfumy?! Nie było cię w sklepie!
    Katherina uśmiechnęła się tylko tajemniczo, jednak zaraz uśmiech zszedł jej z twarzy. Wpadły po kolei na wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, którego włosy wydawały być tak czarne, że miały aż granatowy połysk. Chłopak zagrodził im drogę.
-Nie spodziewałbym się czegoś takiego po tobie Katherino, córko Meredith, córki Anabelli- białowłosa dziewczyna wzdrygnęła się. Chłopak mówił z dziwnym akcentem, kładąc nacisk na pierwsze i środkowe sylaby wyrazów. Spojrzała na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Była pewna, że go nie znała. Jakim więc cudem to możliwe, że on zna jej imię? Hayley patrzyła w osłupieniu na chłopaka i gdy zauważyła jego ostre kły zaczęła się odsuwać od nieznajomego. Czarnowłosy zobaczywszy to, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, tak by popatrzyła mu prosto w oczy, których źrenice były prawie niewidoczne.
- Hayley, córko Evanny, córki Melindreny, nie osądzaj mnie za szybko, nie zrobię ci krzywdy- na zakończenie zdania chłopak wysunął kły i warknął ostrzegająco, po czym zadowolony z siebie uśmiechnął się kpiąco. Złapał obie dziewczyny za łokcie i zaprowadził je w stronę drogerii. 
   Ekspedientka patrzyła ze łzami w oczach, na półkę perfum, za które będzie musiała zapłacić ze swojej marnej pensji. Nagle przed nią wyrósł jakby spod ziemi mężczyzna, trzymający winowajczynie. Te oddały perfumy i z zażenowanymi minami. Kobieta w tamtym momencie chciała na nie nawrzeszczeć i przytulić je jednocześnie. Już miała otwierać usta, kiedy ciemnowłosy ujął jej brodę w ręce i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. Katherina i Hayley wymieniły zdezorientowane spojrzenia. 
-Jestem Seraphin, syn Lumena. Na mocy danej mi przez mojego przyjaciela Eyanira, rozkazuję ci zapomnieć o tych dwóch dziewczynach oraz o ich kradzieży- kobieta wzdrygnęła się i odsunęła od nieznajomego. Po chwili na jej usta wrócił przemiły uśmiech i jak gdyby nic się nie stało wróciła do swojej przerwanej pracy.
-Na co się gapicie- powiedział Seraphin zimnym głosem- Musimy sobie sporo wyjaśnić.
Po wypowiedzeniu tych słów skierował się do wyjścia z galerii handlowej.

-Dobrze, wytłumaczę wam to jeszcze raz- powiedział zmęczonym głosem chłopak- Ja jestem wampirem. Jednym z Obrońców*. Strzegę Strażniczek- widząc niedowierzające miny dziewczyn dodał- Uprzedzając wasze pytanie, według legendy tysiące lat temu, we wszystkich wymiarach świata panował chaos. Dlatego wybrano cztery kobiety, które miały mu zapobiec. Kobiety te była nazywane Strażniczkami Żywiołów i dzięki nim do serc ludzkich z powrotem zawitał spokój. Ich moce przechodziły z pokolenia na pokolenie, jednak były coraz słabsze, a zło znów przybierało na sile- chłopak przerwał swoją opowieść, żeby spojrzeć ponownie na twarze dziewczyn. Kiedy po raz kolejny wyczytał z nich niedowierzanie, westchnął głośno, przetarł twarz ręką  i dokończył historię, znudzonym tonem- Strażniczki miały się odrodzić. Według legendy, ich imiona miały być zgodne z imionami pierwszych- Katherina, Hayley, Daiana oraz Margaretta. 
-Poprzednie Strażniczki skonsultowały się wcześniej z Wielką Wyrocznią i wspólnie podjęły decyzję o przeniesieniu Dzieci do tego wymiaru. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie MY nimi jesteśmy. Bla, bla, bla- przedrzeźniała chłopka Kath, która słyszała tą opowieść z ust chłopaka po raz piąty- Powiesz mi może gdzie w tym jest nasze miejsce? Czemu niby mamy ci wierzyć?
    Seraphin spojrzał na nią ciężkim wzrokiem spod przymrużonych powiek.
- Nie wpadłaś na to, że mieszkasz w domu dziecka ponieważ twoja matka zginęła?- chłopak zawiesił głos i zwilżył usta językiem- Wszystkie zginęły walcząc o Aramen- królestwo Elweseyru. Ich ciał nie odnaleziono do tej pory.
   Hayley zakryła usta dłonią i poczuła jak ostry sztylet przebija jej serce. Zaczynała powoli, wbrew sobie wierzyć w opowieść wampira. Nikt nigdy nie mówił jej, że jest adoptowana, jednak razem z bratem podejrzewała, że nie pasują do tej rodziny. Zawsze czuła więź z nieobecną w jej życiu biologiczną matką. Nie znała jej, ale poczuła się jakby część niej umarła wraz z informacją o tym, że ona nie żyje. Rozmyślała jak jej rodzicielka mogła wyglądać, jak ją kołysała do snu i jak mógł wyglądać jej pokoik dziecięcy. Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Kath.
-Ale skąd masz pewność, że to my jesteśmy córkami Strażniczek? Przecież na świecie są miliony Katherin i Hayley.
-Wstań- powiedział nagląco, ukazując w uśmiechu swoje ostre kły. Kiedy dziewczyna wykonała polecenie uśmiechnął się szerzej, a promienie słońca rzuciły na jego twarz cienie. Jest nawet przystojny, pomyślała Kath przyglądając się przybyszowi.- Nie zauważyłaś w swoim życiu czegoś dziwnego? Jakiejś umiejętności... Czegoś czego inni nie umieją robić?- zapytał Seraphin, mrużąc lekko oczy. Dziewczyna spojrzała na niego zagubionym wzrokiem.
 - Zamknij oczy. Dobrze, teraz skup się na pagórku, na którym stoimy. Jest na nim pełno liści. Pomyśl, że jesteś ptakiem i zawzięcie machasz skrzydłami, a liście lecą na wszystkie strony- dziewczyna nie poruszała się w ciągu tych kilku chwil. Na jej czole pojawiła się zmarszczka niezadowolenia. Już miała powiedzieć, że chłopak jest jakimś fanatykiem, jednak w tym momencie poczuła, że jej ręce robią się gorące. Usłyszała ciche westchnięcie Hayley i otworzyła oczy. 

   To niemożliwe. To przecież czyste szaleństwo. Te liście... Jak one znalazły się w powietrzu? Przecież...., myśli Kath wirowały wraz z liśćmi unoszącymi się na wietrze. Zdawała sobie sprawę, ze swoich umiejętności, ale nigdy nie zastanawiała się nad ich źródłem. Nad jej postacią unosił się kolorowy płaszcz z pomarańczy, czerwieni, brązów  i żółci. Spośród tego harmideru udało jej się usłyszeć, gdzieś w głębi serca cichy głosik. To właśnie jesteś prawdziwa ty. Nie walcz więc ze swoim przeznaczeniem. Zaakceptuj je. Tak jak ja. Aramen na ciebie czeka. Czeka na nas.

__________________
*Obrońcy- osoby wyznaczone do chronienia i dbania o dobro Strażniczek.
Witam was kochani i na wstępie bardzo  przepraszam za długą nieobecność tutaj oraz na waszych blogach :c Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo trudne, a spowodowane to było przygotowaniami do dwóch bardzo ważnych dla mnie konkursów- powiatowego konkursu z polskiego oraz wojewódzkiej olimpiady biologicznej. Nauka na nie pochłonęła cały mój czas wolny. Pomimo ciągłych napływów weny, nie miałam czasu przelać swoich pomysłów na rozdział. Stąd prawie miesięczna przerwa w rozdziałach.
Drugą bardzo ważną informacją jest nowy wygląd bloga, za którego bardzo dziękuję wspaniałej Jane :) Co niektórzy mogli zauważyć również pojawienie się nowej zakładki pod zagadkowym tytułem "Przepowiednia". Na razie nie będę zdradzać co w niej się pojawi, ale mam nadzieję, że wam się to spodoba.
Będąc w nowościach, wprowadziłam na bloga nową postać- Seraphina Discrimcaera. Będzie odgrywał ważną rolę w naszej opowieści i chciałabym poznać wasze zdanie co do jego postaci :)
Na końcu chciałabym podziękować wam za ponad 3 tysiące wyświetleń. To naprawdę piękne, chociaż martwi mnie coraz mniejsza ilość komentarzy :c Pozdrawiam was serdecznie, Katherina :)
PS. Historia jest moją własną historią, więc proszę nie insynuować, że czerpię pomysły z historii, które już powstały * W tym miejscu kieruję szczególne pozdrowienia dla Wiedźmina, który tak twierdzi :)


2 komentarze:

  1. To w końcu Diana, czy Daiana ? XD Przeczytałam rozdzialik i jak zawsze podziwiam wasz talent, bo ja w życiu nic bym takiego nie napisała xD Coś widzę, że będą nowe postacie ! Już się nie mogę doczekać, by je wszystkie poznać. :D Do napisania !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie:)
    Masz mega wyobraźnię<3
    Przepraszam, że dopiero teraz ;_;
    Jednak wszystko nadrobiłam i czekam z niecierpliwością na next!
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!

    Katrin

    http://kim-dla-ciebie-jestem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE