1 gru 2015

Rozdział 9


  Było już sporo po północy. Najbardziej ruchliwe ulice Jacksonville spowite były mgłą oraz półmrokiem, który tylko gdzieniegdzie rozjaśniała ciepła poświata świateł latarni. Wszyscy mieszkańcy miasta już dawno odpłynęli w objęcia Morfeusza, dryfując po morzu sennych marzeń. Nawet zwierzęta tej nocy zdawały się być spokojniejsze i bardziej wyciszone niż zazwyczaj. Sowy przysypiały na gałęziach wydając z siebie co jakiś czas senne parsknięcie. Koty, chodzące jak zwykle swoimi ścieżkami, skradały się cichutko nie poruszając żadnym listkiem krzewu czy drzewa obok którego przechodziły. Ciszę przerwały jedynie świerszcze, grające swoją wieczorną symfonię oraz nietypowy cichy szmer- stłumione przez ściany odgłosy walki dochodzące z opuszczonej szkoły baletowej. 
    Zza przyciemnionych szyb widać było poruszające się w śmiertelnym tańcu postacie. Co jakiś czas było słychać przytłumiony okrzyk, kiedy któraś z postaci przechodziła do ataku. Obserwator patrzący z zewnątrz ujrzałby tylko to co chciałby zobaczyć- duchy nawiedzające to miejsc. Następnie przyspieszyłby kroku, a jego serce nie uspokoiłoby się zanim nie dotarłby do domu. Jednak, gdyby ktoś pokonał strach i zajrzał do środka, przekonałby się, że prawda jest nieco inna i dużo dziwniejsza.
   W największej sali, na samym środku stała smukła dziewczyna, ubrana w ciemny strój. W dłoniach trzymała długi drewniany kij, którym co chwilę sparowała uderzenia niewidocznego przeciwnika. Robiła rozmaite obroty, wypady, ataki z góry i od boku, co chwilę zmieniając sekwencję ruchów, by przeciwnik nie odgadł jej schematu. W pewnym momencie wykonała salto w powietrzu, wylądowała na kolanach i uderzyła kijem w podłogę. Ten pękł w pół i nagle zdematerializował się. Dziewczyna wstała powoli, po czym rozstawiła lekko nogi, tak by rozłożyć równomiernie masę ciała i uzyskać jak najlepszą równowagę. Ręce wyciągnęła przed siebie, gestem zachęcając przeciwnika do ataku. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Po chwili wirowała po sali, wykonując rozmaite ruchy, skoki w tył, zwody oraz zwroty, a wraz z nią wirowały jej białe niczym śnieg włosy. Dziewczyna wykrzykiwała co chwilę niezrozumiałe słowa, mające na celu zmotywować ją do celniejszego kopania przeciwnika i zadawania ciosów pięściami. W pewnym momencie jej ruchy stały się płynne i szybsze, niczym błyskawice, coraz trudniejsze do sparowania. Oddychała ciężkimi, płytkimi oddechami, a pomimo tego nie przestawała walczyć. W następnej chwili dobra passa minęła. Dziewczyna potknęła się i syknęła cicho. Wydawałoby się, że potknięcie wybije ją z rytmu, a wtedy przeciwnik wygra, jednak białowłosa miała wszystko wcześniej zaplanowane. W momencie kiedy upadała na podłogę przetoczyła się kawałek w prawo, wyjmując zza pasa sztylet. Szybkim ruchem wstała i wykonała obrót w lewo. Podniosła w tym samym czasie prawe ramię, by obronić się przed uderzeniem przeciwnika. Następnie lewy nadgarstek skierowała ku górze tak, że ostrze sztyletu miało wbić się w serce.
-Katherino!- zagrzmiał donośny głos. Sztylet dziewczyny zatrzymał się ułamek sekundy przed przebiciem skóry napastnika. Jednak dziewczyna nie opuściła go. Stała bez ruchu, czekając na dalsze słowa mężczyzny, a ostrze sztyletu nie przesunęło się ani o milimetr.
-Katherino Cupenburth, myślę że jesteś już w pełni gotowa.
    Dziewczyna powoli wypuściła powietrze z płuc i zaczęła opuszczać sztylet. Zanim go jednak schowała wykonała salto w tył, zwiększyła tym samym swoją odległość od mężczyzny, po czym szybkim skrętem nadgarstka posłała sztylet na koniec pomieszczenia, gdzie wbił się w ścianę. Mężczyzna niewzruszony szepnął "Lucso" i całe pomieszczenie wypełniło ciepłe światło płomieni świec porozmieszczanych w jego różnych kątach. Podszedł do dziewczyny, która próbowała uspokoić oddech, chociaż wciąż zachowywała pozycję obronną, która pozwalała jej przejść od razu do kontrataku po niespodziewanym ataku.
-Katherino Cupenburth, córko Meredith, wnuczko Anabelli, Strażniczko Powietrza i Zwierzchniczko Tronu Arameńskiego przeszłaś pomyślnie początkowe szkolenie i jesteś gotowa by przyjąć Cervix Powietrza. Gdy założysz go na szyję staniesz się częścią wszystkich Żywiołów, a one będą częścią ciebie- Seraphin wyjął z kieszeni starannie zawiniętą w kawałek skóry paczuszkę. Delikatnie rozwinął skórę i na jego dłoni spoczywał sporych rozmiarów kamień. Podszedł do Katheriny, wziął jej dłoń i położył na kamieniu. Dziewczyna poczuła przyjemny chłód kryształu.
- Przyrzeknij, że będziesz walczyć do ostatniej kropli krwi za swoje Siostry, Przyjaciółki, inne Strażniczki
-Przyrzekam- szepnęła białowłosa.
-Przyrzeknij również, że nigdy nie opuścisz ludności Aramenu w potrzebie.
-Przyrzekam.
-Przyrzeknij, że nigdy nie zdejmiesz ani nie zniszczysz Cervixu. Może to skutkować  bowiem śmiercią twoją lub wszystkich twoich Przyjaciółek, Sióstr. Wszystkich Strażniczek.
    Dziewczyna zawahała się przez chwilę zanim wypowiedziała ostatnie słowa obietnicy.
-Córko Meredith, od dziś jesteś pełnoprawną Strażniczką Powietrza. Przyjmij oto swój Cervix i noś go zawsze ze sobą.
   Po tych słowach mężczyzna delikatnie chwycił kamień. Odgarnął włosy Katheriny, a po chwili, gdy się odsunął, na jej szyi zabłyszczał srebrno-niebieski kamień.
-Katherino?- zapytał cichym głosem. Dziewczyna uniosła głowę i obróciła ją w stronę źródła głosu.
-Możesz odsłonić już oczy.
    Z sali baletowej połączonej z kawiarnią dochodziły coraz głośniejsze odgłosy walki. Rudowłosa dziewczyna wraz ze swoją przyjaciółką miały już to za sobą. Teraz dochodziły do siebie popijając nâan, napój wzmacniający mięśnie oraz przyspieszający ich regenerację po długotrwałym wysiłku. W zagłębieniach między ich obojczykami wisiały kryształy mocy, tak zwane Cervixy, które pozwalały w pełni wykorzystywać moc ich Żywiołu. Obie ubrane w identyczne stroje gawędziły cichutko. W pewnym momencie odgłosy zza ściany przycichły. Diana uśmiechnęła się delikatnie i szepnęła.
-Jak myślisz, dała radę?- w świetle świec pity przez dziewczyny napój wyglądał jak płynne srebro, odbijając się w pełnych troski oczach Hayley.
-Myślę, że jeżeli ja dałam radę, ona również sobie poradzi- dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki krzepiąco, lecz nagle skrzywiła się. Jej palce powędrowały w stronę kamienia na szyi i zacisnęły się na nim.
-Hayley?- zapytała Diana lekko przerażonym głosem- Hayley wszystko w porządku?
-Ten kamień- syknęła przez zaciśnięte zęby- On... On jakby odżywa.
    W momencie, gdy dziewczyna wypowiedziała te słowa, Cervix znajdujące się na szyi Diany zaczął pulsować i parzyć skórę. W pewnym momencie z piersi Hayley wystrzeliła czerwona łuna, a z jej przyjaciółki niebieska. Lodowaty podmuch, który wdarł się do pomieszczenia zgasił wszystkie świece. W tym samym momencie kryształy dziewczyn uniosły się delikatnie w powietrze. Przerażone dziewczyny patrzyła sobie w oczy. Nagle poczuły ciepło przeszywające ich piersi, a Cervixy powoli opadły na ich szyje, gasnąc przy tym. Gdy znalazły się na swoim poprzednim miejscu wszystkie świece z powrotem zapłonęły. Dziewczyny spojrzały po sobie nie bez zdziwienia stwierdziły, że Cervixy przybrały różne kolory. Kamień na szyi Rudowłosej przybrał szmaragdowy odcień, a kryształ Diany stał się błękitny.
     Chwilę po całym zajściu w pomieszczeniu obok powietrze przeszył pełen bólu, świdrujący, dziewczęcy krzyk. Strażniczki zerwały się z miejsca i popędziły do sali baletowej. Gdy tylko wbiegły do pomieszczenia ujrzały Seraphina klęczącego nad nieprzytomną postacią, której białe włosy delikatnie okalały twarz. Jej lekko zaróżowione usta były wykrzywione grymasem ból, a na piersi połyskiwał kamień mocy. Wyglądał on jednak nieco inaczej niż kryształy spoczywające na piersiach pozostałych Strażniczek. Cervix Powietrza był koloru srebrzysto-niebieskiego, jednak oprócz tego przez jego środek przepływały ciągle falując cztery stróżki, przypominające wstążki- niebieska, czerwona, zielona, a czwarta czysto srebrzysta. Hayley podeszła do swojej najbliższej przyjaciółki i chwyciła ją za rękę. 
-Kath?- szepnęła przejęta- Kath, ocknij się, jesteś silna, dasz radę- dziewczyna delikatnie potrząsała ramieniem dziewczyny oraz starała się sprawdzić, czy jej przyjaciółka oddycha.
-Nie wiedziałem, że Cervixy już teraz wybiorą najsilniejszą z was. To miało się stać dopiero wtedy, gdy najmłodsza z was skończy osiemnaście lat. Byłyście dzisiaj bardzo bliskie śmierci- powiedział z pełną powagą wampir patrząc na trzy początkujące Strażniczki. Nie przypuszczał, że już teraz mają tak wielkie pokłady Mocy. 
-Hayley, uspokój się. Słyszę jej serce, zaraz powinna dojść do siebie- chłopak zwrócił się do zatroskanej płomiennowłosej. Obawa o zdrowie przyjaciółki była jednak dużo silniejsza niż wiara w zapewnienia wampira, więc dziewczyna nie uspokoiła się, a jedynie bardziej zaniepokoiła.
-Czy to źle dla nas wróży?- zapytała cichutko Diana, stojąca za Seraphinem. Chłopak drgnął niedostrzegalnie, jednak odwrócił się tak, by patrzeć prosto w oczy dziewczyny- Czy to, że kamienie aktywowały się szybciej ma jakiś wpływ na naszą przyszłość?- powtórzyła, gdy chłopak przechylił nieco głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zanim w ogóle zdążył otworzyć usta, uprzedził go ciepły, lecz zmęczony głos.
-Można tak powiedzieć. Przepowiednia powoli się spełnia,
   -Hayley, zrozum, ja naprawdę nie wiem o jaką przepowiednię chodzi- dziewczyna powiedziała łamiącym się głosem. Gdy zemdlała po założeniu Cervixu, jej dusza poszybowała wraz ze stróżkami Mocy krążącymi w jej krysztale. Była to Moc tak silna i stara, że im dłużej dziewczyna przebywała otoczona nią, tym większe miała wrażenie, że jest tylko słabym, nietrwałym elementem większej całości, jednak równocześnie czuła się silniejsza, czuła że może wszystko. Co prawda zanim jej dusza powróciła do ciała, słyszała niezrozumiałe dla niej słowa. Były wypowiadane w szybkim tempie z dziwnym, nieznanym jej akcentem, ale nie mogła wykluczyć, że to nie była przepowiednia.
-Zrozum, byłam w amoku. Ja...- głos uwiązł jej gardle- Ja widziałam wiele rzeczy. To mnie przerastało. Czułam się taka mała, jednak równocześnie kiedy czułam moc przepływającą przez każdą komórkę mojego ciała... Tego uczucia nie da się opisać. Po prostu ocknęłam się chwilę po tym jak powiedziałam to o przepowiedni.
   Rudowłosa westchnęła i skinęła głową na znak, że zrozumiała i nie zamierza więcej drążyć tematu. Obie z Katheriną siedziały na blacie kuchennym popijając wywar z ziół, które dał im Seraphin. Dostały wraz z nimi dokładne instrukcje jak mają je zaparzyć i kiedy wypić, by dały pożądane skutki. 
-Jak myślisz, jak tam będzie?- zapytała w pewnym momencie Kath muskając palcami kamień na swojej szyi. Rudowłosa upiła ostatni łyk wywaru i odstawiła kubek do zlewu. Zeskoczyła z blatu i dopiero wtedy spojrzała na swoją przyjaciółkę. W jej sercu kotłowały się sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyła się na myśl, że pozna krainę z której pochodziła jej matka oraz zobaczy świat, w którym jej dar jest czymś naturalnym. Dodatkowo jej wrodzona ciekawość nie pozwoliłaby jej przegapić możliwości poznania nowego miejsca. Jednak z drugiej strony bała się podróży oraz tego jak zostanie powitana w nowym miejscu. Przygryzła delikatnie wargę, podeszła do Katheriny i przytuliła się do swojej przyjaciółki niczym mała dziewczynka. Ta odwzajemniła uścisk i pogładziła uspakajającym gestem jej rude włosy.
-Ja też się boję Rudzielcu. Ale damy radę- dziewczyna poczuła, że obie się uśmiechają. 
-Podobno jest tam przepięknie. Rozmawiałam o tym z Serpahinem. Myślę, że to będzie źródło inspiracji dla naszej małej malarki...
-Tak swoją drogą to jak myślisz, gdzie ona teraz jest?- zapytała Kath z troską w głosie, przerywając Hayley. Ta delikatnie odsunęła się od niej i uśmiechnęła lekko.
-Hmm... Skoro nie chciała z nami się zabrać...- Rudowłosa odchrząknęła i wyprostowała subtelnym ruchem swoją bluzkę- Myślę, że chciała porozmawiać z Adamem.
    Kath westchnęła i zeskoczyła z blatu stając naprzeciwko swojej przyjaciółki.
-Miejmy nadzieję, że nadal tam siedzi.
Kiedy Ruda posłała jej zdziwione spojrzenie, Kath uśmiechnęła się smutno.
-Chyba nie zamierzasz pozwolić jej iść samej z cmentarza na klif.
      Coraz większe chmury nadciągały nad Jacksonville, a wiatr dął niemiłosiernie. Pod jego siłą uginały się najstarsze drzewa, jednak Diana parła przed siebie, starając się nie zgubić wśród plątaniny roślin. Wiatr bezwstydnie wykorzystywał każdy nieowinięty szalikiem kawałek kurtki, by dostać się lodowatym podmuchem do skóry nastolatki. Ta  jednak wydawała się być niewzruszona i pomimo włosów wciskających się w usta oraz coraz silniejszych podmuchów dalej szła przed siebie. Miała dzisiaj mniej czasu niż zazwyczaj, więc gdy tylko pokonała pagórek przyspieszyła krok do truchtu. Założyła od niechcenia włosy za ucho i wyrównała oddech oraz uspokoiła bicie serca. Treningi z Seraphinem przyniosły dużo korzyści dla jej kondycji.
    Panna Varnless miała już wychodzić z zagajnika, gdy nagle usłyszała trzask łamanej gałązki. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała w kierunku, z którego wydawało jej się, że usłyszała szelest. Wiatr przycichł na sekundę i dziewczyna była pewna, że jej serce słyszy każdy w promilu kilku metrów. Wydawało jej się, że widzi sylwetkę postaci niknącą wśród bujnego podszycia. Jej przekonanie potwierdzały ptaki uciekające w pośpiechu z najbliższego krzewu. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Przeczesywała wzrokiem otoczenie, jednak gdy nic innego nie zwróciło jej uwagi odeszła szybkim krokiem. 
     Diana szła jeszcze przez chwilę rozmyślając o tym co mogła zobaczyć w lesie, jednak gdy zobaczyła znajomy kształt kamienia przed sobą jej myśli powędrowały na inny tor. Wiedziona instynktem dotknęła dłonią najpierw ust, następnie czoła i serca, po czym położyła dłoń na wyrzeźbionej podobiźnie swojego przyjaciela w geście powitania.
     -Witaj Adam- szepnęła ocierając pojedynczą łzę. Brunetka stała chwilę z dłonią przyłożoną do marmurowej podobizny swojego najlepszego przyjaciela, po chwili jednak opuściła dłoń i podeszła do ławki postawionej specjalnie dla niej. Usiadła na niej, ledwo wstrzymując zbliżającą się falę depresji i płaczu, ścisnęła fioletowy pierścionek na swoim palcu. 
-Widzisz ostatnio dawno mnie u ciebie nie było. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że w tym czasie poprawiła się moja równowaga oraz kondycja- powiedziała z gorzkim uśmiechem, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie.
-Czekaj Di, ale tak właściwie to co robiłaś przez ten cały czas? - dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy, po czym wyciągnęła dłonie przed siebie. Gdy zobaczyła, że jej palce splecione są z długimi, męskimi palcami szepnęła.
-Adam, nawet nie wiesz jak tęskniłam- jej głos się załamał. Otarła pośpiesznie policzki po czym uśmiechnęła się- Usiądziesz ze mną? Myślę, że trochę mam dla ciebie nowości.
   Gdy zobaczyła, że chłopak siada obok niej wciąż trzymając jej dłoń zrobiło jej się ciepło na sercu. Spojrzała na postać siedzącą obok niej i uczucie nasiliło się.
-Zanim wsiadłeś do tego cholernego samochodu dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie. Nie mogłam ci wcześniej tego powiedzieć. Ja nadal nie do końca w to wierzę, ale... Jestem Strażniczka Wody, pochodzę z innego wymiaru. Przez ostatnie tygodnie wraz z Hayley, wiesz siostrą Eliasa oraz jej przyjaciółką Katheriną miałyśmy treningi, które miały nas przygotować do tego co dzisiaj się wydarzy...- Diana opowiedziała mu wszystko, co w ostatnim czasie ją dręczyło i strącało sen z powiek.
  Gdy chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał dziewczyna odwróciła głowę i spotkała się z rozbawionym spojrzeniem swojego przyjaciela. 
-Słuchaj myślę, że czas odwiedzić psychologa- powiedział z jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Diana odpowiedziała krótkim chichotem, jednak po chwili jej mina zrzedła.
-Adam, ja mówię poważnie. Dzisiaj o dziewiętnastej to zrobimy. Skoczymy z dziewczynami z najwyższego klifu. Ale nie martw się, spotkamy się jeszcze. U podnóży klifu znajduje się Portal. Gdy tylko się zbliżymy Cervix...
-Cer co?- dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła spod kurtki niebieski kamień.
-Cervix, kamień mocy. Aktywuje Portal, więc kiedy znajdę się w pobliżu Portal przeniesie mnie do Aramenu. Przynajmniej tak mówił Seraphin...
-Di?- dziewczyna podskoczyła ze strachu, gdyż nagle Adam zniknął. Usłyszała za to wyraźnie jak ktoś woła jej imię- Di, słuchaj musisz iść z nami.
-Adam?- zaszlochała- Adam, proszę wróć do mnie.
    Panna Varnless ocknęła się. Ze zdezorientowaniem spojrzała wokół siebie, gdyż nie mogła sobie przypomnieć gdzie się znajduje. Zobaczyła obok siebie swoje przyjaciółki, które próbowały do niej dotrzeć. Nagle jej ciało przeszedł dreszcz zimna. Adam. Adam wróć, potrzebuję cię.
    Spojrzała najpierw na siebie, a następnie na swoje przyjaciółki po czy stwierdziła z niesmakiem, że wszystkie są mokre.
-Diano, proszę - powiedziała pełna troski Hayley- Chodź z nami, przy bramie stoi samochód Kath. Musimy już jechać.
   Diana skinęła kilka razy głową po czym wstała. Z jej włosów i twarzy ściekała woda, a deszcz ciągle przybierał na sile. Nastolatka nie była pewna czy to czasem nie przez nią. Spojrzała ostatni raz na grób swojego przyjaciela i ucałowała zamkniętą dłoń, po czym odwróciła się i podążyła za swoimi
przyjaciółkami.
   W chwili, gdy dziewczyny wsiadły do samochodu i odjechały, obok grobu pojawiła się zakapturzona wysoka postać. Z ciemnego płaszcza spływała woda, jednak przybysz nie lękał się deszczu. Zdjął z palca masywny pierścień i obrócił trzy razy brylant, który go zdobił, a następnie zacisnął na nim dłoń.
- To będzie dzisiaj- powiedział cichym, skrzekliwym głosem- Dziś o siódmej na klifie. 
   Katherina bębniła palcami o kierownicę wystukując zasłyszany w radiu kawałek. Próbowała kilka razy zainicjować rozmowę, jednak wszystkie były zbyt zdenerwowane i przemarznięte, by ją kontynuować. Do tego pogoda, która wydawała się z każdą chwilą pogarszać dodatkowo wzmagała we wszystkich zdenerwowanie. 
-Katherino, możemy trochę zwolnić?
-Diano, jeżeli zwolnię jeszcze bardziej w końcu zgaśnie mi samochód- powiedziała zirytowanym głosem białowłosa- Poza tym spóźnimy się...
-Zwolnij! Ktoś stoi na drodze!
   Reakcja Kath była błyskawiczna. Hamulce starego vana zapiszczały ostro, jednak samochód wpadł w poślizg. Hayley z przerażeniem chwyciła się pasa, a Diana zamknęła oczy i krzyknęła przeraźliwie. Wszystkie dziewczyny widziały zbliżające się w niebezpiecznym tempie drzewo. Po policzku Hayley spłynęła łza, kiedy pomyślała sobie, że zginie wyruszając w poszukiwaniu nowego życia. Widziała już wyraźnie korę na drzewie, do którego się zbliżały, kiedy nagle samochód po prostu się zatrzymał.
  Diana otworzyła oczy i spojrzała zdezorientowanym wzrokiem po wnętrzu pojazdu. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu, wokół nie było żadnego szkła ani krwi. Przeniosła szybko swój wzrok na siedzenie kierowcy. 
-Kath!- krzyknęła przerażona. Głowa dziewczyny oparta była na kierownicy pojazdu, a jej ręce zaciśnięte były na siedzeniu. Z jej skroni spływała smużka krwi- Hayley co z nią?! 
Rudowłosa dziewczyna ocknęła się zdezorientowana, jednak gdy spojrzała na siedzenie kierowcy oprzytomniała i zaczęła potrząsać ramieniem białowłosej.
-Kath? Kath do cholery co się stało?- zapytała pełnym napięcia głosem. Na szczęście Katherina kaszlnęła i powoli podniosła się do pozycji siedzącej.
-Nic mi nie jest- powiedziała z zamkniętymi oczami, jednak pełnym spokoju głosem. Kiedy otworzyła powieki obie jej przyjaciółki wstrzymały oddech- Po prostu trochę zasłabłam. Czemu patrzycie na mnie takim wzrokiem? 
- Twoje oczy- szepnęła Hayley- Spójrz na nie.
   Dziewczyna z frustracją odgarnęła włosy z czoła i stwierdziła że krwawi. Zachowała swoje spostrzeżenie dla siebie i posłusznie spojrzała w lusterko. Wciągnęła głośno powietrze, po czym wypuściła je powoli ustami. Jej oczy miały odcień srebra i wydobywała się z nich jasna poświata. Po chwili jednak zaczęła blednąć i powróciły do swojego naturalnego odcieniu. Kath uśmiechnęła się krzepiąco i po kilki zapewnieniach, że nic jej nie jest udało jej się przekonać swoje przyjaciółki do wyjścia z samochodu i szybkiego pokonania dzielącej je od klifu drogi. 
   Szły lasem, wokół było ciemno i w uszach ciągle słyszały szum gałęzi uginających się na wietrze oraz odgłosy burzy szalejącej nad nimi. Pomimo świadomości, że są same w lesie, odwracały się za każdym razem, gdy usłyszały coś pomiędzy hukiem wiatru i piorunów. Podczas marszu żadna się nie odzywała. Oddychały szybko, przejęte tym co zaraz się stanie. Bały się. Pomimo wielu zapewnień, że podróż jest bezpieczna bały się. Po drodze musiały pokonać kilka przewalonych drzew. W pewnym momencie piorun strzelił w krzak znajdujący się nie cały metr od Hayley i krzak stanął w płomieniach. Dziewczyna przeraziła się i wydawała z siebie stłumiony pisk, zwracając na siebie uwagę pozostałych. Ostatni fragment dzielący je do krawędzi lasu pokonały biegiem, przeskakując zwinnie każdą złamaną gałąź. Kiedy ich oczom ukazał się przewalony pień dębu, który kilka dni wcześniej wskazał im Seraphin, jako miejsce w którym mają na niego czekać odetchnęły z ulgą. Gdy tylko Kath dotknęła dłonią omszałej kory drzewa na jego szczycie pojawiła się groźna sylwetka wampira.
-Spóźniłyście- warknął gardłowo, zimnym głosem. Jego oczy były czarne, a skóra wokół nich wyschnięta i czerwona. Na tle błyskawic wyglądał przerażająco- Za chwilę po kolei, każda z was, nie odwracając się za siebie wybiegnie zza tego pnia i wbiegnie na szczyt. Nie zatrzymując się ani nie patrząc w dół skoczycie. Lot będzie krótki. Kiedy znajdziecie się w wodzie musicie chwycić swój Cervix. Inaczej Portal się nie otworzy, a wasza Moc nie aktywuje przejścia- wszystkie dziewczyny skinęły na znak zrozumienia głowami. Kath otworzyła usta, żeby zadać pytanie, jednak Seraphin zmroził ją spojrzeniem. Żyła na jego szyi zapulsowała niebezpiecznie, a kiedy wampir się uśmiechnął, kły zraniły jego dolną wargę. 
   Nagle wszystko rozjaśniło się w umyśle dziewczyny. Dotknęła palcami skroni i poczuła ciepła, lepką i klejącą się ciecz. Krew. Podczas biegu nie zauważyła, że rana na głowie ponownie się otworzyła i tym razem krwawiła obficiej. On cierpi, pomyślała z goryczą, A jedynym sposobem, żeby przestał....
-Mogę iść pierwsza- powiedziała pewnym głosem Katherina. Zrobiła nawet krok do przodu, jednak wtedy zachwiała się i gdyby nie szybkość i silny uchwyt Seraphina upadłaby, nadziewając się na wystającą z przewalonego drzewa gałąź. Straciła więcej krwi, niż się spodziewała.
-Myślę, że jednak skoczysz jako ostatnia- syknął przez zaciśnięte zęby. Katherina czuła jego napięte mięśnie. Nie bała się go. Jednak jej ciało reagowało na potencjalne niebezpieczeństwo, więc ona również się spięła. Seraphin zauważył to i z trudem odsunął się od niej, usadzając ją na pniu przewalonego drzewa, po czym odszedł jak najdalej od niej.
-Musicie się uspokoić, inaczej może się to dla was źle skończyć. Na miejscu czekają na was z powitaniem najważniejsze osoby z Rady oraz wasi przyszli Mistrzowie. Oni się wami zaopiekują. Gdy Portal wyrzuci was w Aramenie jak najszybciej płyńcie na powierzchnię. Resztą się nie martwcie. Na miejscu dowiecie się wszystkiego- wampir spojrzał z trudem po twarzach wszystkich dziewczyn. Czuł narastające pragnienie. Czuł palącą żądzę krwi, którą tylko podsycał metaliczny zapach Kath. Widział jak słabła, a dodatkowo z każdą chwilą słabnie jeszcze bardziej. Jego instynkt podpowiadał mu, że musi to wykorzystać, że musi się karmić. Z jego klatki piersiowej wydobył się cichy warkot. Zamknął oczy, by go uciszyć i powstrzymać swoje instynkty, jednak niewiele to dało.
-Przygotujcie się. Hayley- spojrzał na przerażoną dziewczynę- Biegnij!
   Rudowłosa ruszyła przed siebie, chyżo niczym sarna. Pokonywała kolejne metry coraz szybciej. Kiedy tylko zniknęła z pola widzenia wampira ten krzyknął na Dianę, by ruszała. Ta przed biegiem obejrzała się przez ramię i szepnęła do Kath.
-Spotkamy się na miejscu.
   Po tych słowach popędziła przed siebie. 
*10 minut wcześniej*
     Ostre kły naruszyły delikatne dziąsła i pokaleczyły wargi. Oczy pociemniały, a skóra wokół nich zrobiła się sucha i czerwona. Krew. Ktoś jest ranny. Seraphin próbował zignorować metaliczny zapach, który pojawił się w jego nozdrzach. Wypatrywał uparcie trzech postaci, które powinny już się pojawić. Kiedy zaniepokojenie wzięło nad nim górę i miał już wyjść ze swojej kryjówki ,aby iść ich poszukać, pojawiły się. Diana i Hayley biegły równym, rytmicznym krokiem, jednak Kath została trochę z tyłu. Jej krok nie był tak rytmiczny i silny jak pozostałych dziewczyn. Gdy Seraphin spojrzał na jej twarz przekonał się dlaczego, a jego serce zamarło.
    Z jej prawej skroni ciekła krew. Nie było to płytkie zadrapanie przez gałąź, które mogłaby się nabawić przy przypadkowym spotkaniu z młodym drzewem. Była to rana po uderzeniu. Dziewczyna najwidoczniej nie zdawała sobie z niej sprawy, tak samo jak jej przyjaciółki. Cała jej twarz pokryta była szkarłatną cieczą, a włosy obok feralnej rany były posklejane zakrzepami. Wampir przełknął ślinę, chcąc nawilżyć gardło i odwrócić od niej swoją uwagę. Wiedział jednak, że jedyną rzeczą, która jest w stanie go uspokoić jest krew.
    Gdy mówił do dziewczyn nie był w stanie skupić się na niczym innym jak na wściekłości do samego siebie za to, że nie pomyślał o możliwości wypadku, w którym jedna z nich się zrani. Nie był przygotowany na opatrzenie rany, a tym bardziej na fizyczne cierpienie związane z pragnieniem. Z zamyślenia wyrwał go osłabiony głos Kath.
-Mogę iść pierwsza.
   W tym samym momencie wiedział już, że dziewczyna jest zbyt słaba by to zrobić. Postąpiła krok do przodu, a on w ostatniej chwili ją złapał. Straciła za dużo krwi. Muszę coś wymyślić, pomyślał rozgorączkowany. Jednak cichutki głosik w jego głowie uważał co innego. Masz wyśmienitą okazję. Jest słaba. Ciepła. Bije od niej Moc. Zaspokoiłbyś się na przynajmniej trzy tygodnie. Kły wysunęły się jeszcze bardziej. Walka wewnętrzna nie zakłócała monologu, którym instruował dziewczyny jak mają postąpić po wypłynięciu na powierzchnię w Aramenie. To tylko jedno ugryzienie. Zobacz, jest bliska śmierci. Zaraz się wykrwawi. Nie jesteś w stanie jej pomóc. Z bezsilności Seraphin wydarł się na Hayley, żeby biegła. Gdy rudowłosa zniknęła im z oczu ruszyła Diana, odwracając się tylko na chwilę do Kath. Nic nie zrobisz. Ona i tak zginie, syczał szyderczy głosik w jego głowie. Mylisz się! 
    -Seraphinie- dziewczyna próbowała wstać i podejść do niego jednak zachwiała się tylko i usiadła z powrotem- Ja chyba jednak nie dam rady. Mam wrażenie, że zaraz zemdleje- po jej policzkach ciekły łzy bezsilności. Chłopak poruszył się ostrożnie. W jego głowie zaświtał absurdalny pomysł. Nie był pewien czy zadziała, jednak było to jedyne możliwe rozwiązanie, które wydawało się w miarę realne. 
-Strażniczko- najspokojniejszym głosem na jaki mógł sobie pozwolić w tym stanie- Moja natura bierze nade mną górę. Nie mam żadnych bandaży ani maści, dzięki którym mógłbym opatrzyć twoją głowę. Jak do tego w ogóle doszło?
-To był wypadek- szepnęła przez łzy- Ja nie chciałam. Ktoś stał na drodze. Ostro zahamowałam i samochód wpadł w poślizg. Nie wiem do końca jak to się stało ale w pewnym momencie po prostu w mojej głowie pojawiło się słowo. Wypowiedziałam je i wtedy poczułam, że uchodzi ze mnie powietrze. Musiałam zemdleć i wtedy uderzyć się głową w kierownicę.
-Nie musisz mnie przepraszać. To ja powinienem to zrobić- chłopak wolnym krokiem zbliżał się do Katheriny. Dziewczyna drgnęła, a jej ciało przeszedł dreszcz- Kath, proszę nie bój się. Jeśli zaczniesz uciekać zacznę cię gonić, taka jest moja natura. Jesteś bezpieczniejsza, kiedy siedzisz w miejscu- z jego gardła znów wydobyło się warknięcie. Zignorował je. Zmniejszył odległość dzielącą go od dziewczyny- Wampiry zabijają swoje ofiary. Ja teraz też ledwo powstrzymuję się przed zabiciem ciebie. Straciłaś dużo krwi, nie masz praktycznie szans na przeżycie. Jednak jest pewna legenda. Obiecuję, że opowiem ci ją, jak tylko znajdziemy się w Aramenie. Teraz nie mam czasu- mówił już sam do siebie, gdyż dziewczyna ledwo skupiała na nim swoją uwagę z wycieńczenia- Kath obiecuje ci, że nic ci się nie stanie. 
    Chłopak podszedł do niej i objął jej twarz rękoma. Po jego palcach ściekała krew. 
-Nie bój się- szepnął- Proszę.
Przeszedł go dreszcz i z trudem powstrzymał się przed zanurzeniem kłów w jej szyi. Popatrzył jej prosto w oczy.
-Ja się nigdy nie boję- szepnęła, po czym zamknęła powieki.
    Wampir walczył z całych sił ze swoimi potrzebami, jednak nachylił się nad dziewczyną i złożył pocałunek na ranie. Według legendy ów pocałunek był w stanie uleczyć rannego, jeżeli tylko wampir był w stanie powstrzymać się przed spróbowaniem jego krwi. Seraphin otarł więc czym prędzej usta wierzchem dłoni. Miał wrażenie, że z każdą sekundą Kath słabnie. Jej oddech stał się płytszy, a jej glowa opadła na ramię. Przytulił ją mocno do siebie.
-Proszę, niech to zadziała- szeptał w kółko. Miał sto czterdzieści lat i przez całe swoje życie jeszcze nigdy tak bardzo się o kogoś nie bał. Nagle poczuł, że jego kły się chowają, a oczy wracają do swojego poprzedniego wyglądu. W tym samym momencie Katherina wciągnęła głośno powietrze i również się do niego przytuliła. Chłopak odetchnął z ulgą. Wstał nadal trzymając Katherinę i poszedł z nią na szczyt klifu. W kilku krokach się rozpędził i skoczył. 
     Gdy znaleźli się w wodzie, jego wzrok ogarnęła ciemność, jednak nie spanikował. Kath objęła mocniej jego szyję, jednak on pozostał spokojny. Robił to przecież wiele razy. Odszukał jedną ręką swój Kamień i ścisnął go mocno. Drugą ręką przyciągnął do siebie dziewczynę i skinął na nią głową. Gotowa? zdawały się mówić jego oczy. Gotowa, potwierdziła skinieniem głowy. Oboje poczuli szarpnięcie w okolicach żołądka i po chwili... zniknęli.
Witam was kochani :) Wiem, że dość długo nie pojawiał się tu żaden post jednak mogę to wyjaśnić zmianą szkoły oraz natłokiem zajęć. Nauka dwóch języków i początki rozszerzeń z czterech przedmiotów zajmują sporą część mojego wolnego do tej pory czasu. W tym rozdziale jak już się mogliście domyślić dziewczyny w końcu trafiają do Aramenu! Z większymi czy mniejszymi problemami w końcu odnajdują portal i... no właśnie? Co potem? Myślę, że następny rozdział to pokaże :) 







1 komentarz:

  1. Awwwww *o* Jestem zachwycona tym rozdziałem ! Jak zwykle świetny, ale ten wyróżnia się na tle pozostałych. Jestem ciekawa co czeka dziewczyny w Aramenie <3 Oraz strasznie, strasznie straaaaasznie przepraszam, że dopiero teraz przeczytałam ... Wiem jestem okropną przyjaciółką xDDDD Ale mam dzisiaj spr z fizyki i hiszpańskiego, które decydują o mojej ocenie na ten semestr XD Jeszcze raz przepraszam i do do zobaczenia ! :D

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE